Pobudka o 5, J. pakowała się do 4 rano więc za dużo nie pospałem w nocy. Tradycyjnie, pomimo że wszystko wcześniej przygotowane, ostatnie minuty przed wyjściem z domu kompletnie zwariowane.
Szybki spacer do autobusu i w drogę na lotnisko. Po chwili już znam pierwszą ofiarę pośpiechu - szczoteczka do zębów. Na całe szczęście lecimy do cywilizowanego kraju.
Na lotnisku o dziwo w miarę spokojnie, mimo że to długi weekend. Krótka odprawa i na pokładzie, oczywiście ryanair. Na razie żadnej kawy bo mam nadzieję pospać w samolocie.
Pierwszy przystanek w naszej podróży to Malaga. Z przygodami i międzylądowaniem gdzieś we Francji bo po drodze ktoś zasłabł na pokładzie. W autobusie z lotniska gramy twardzieli i jedziemy do samego końca trasy, tak jak doradziła pani w informacji. Cała reszta turystów wysiada na dworcu podejrzliwie się na nas patrząc. Po drodze Japonka potwierdza stereotyp namiętnie fotografując bloki mieszkalne i rozgrzebaną ulicę pod budowę metra.
Pierwsze centrum malagi to oczywiście upał. Ściana gorąca uderza w twarz a po 10 minutowym spacerze z plecakiem do hotelu jestem cały spocony. J otwiera okno żeby sprawdzić widok a tu na balkonie na przeciwko pani paraduje sobie topless. Witamy na Costa del Sol, koło 50tki więc nawet nie warto szukać okularów.
Miasto prezentuje się trochę jak niemieckie, ze śródziemnomorskim sznytem. Większość budynków w centrum nowa ale nie specjalnie nowoczesna. Na chybił trafił wybieramy restaurację, zamawiamy sangrię i czas na pierwsze hiszpańskie 'tapas', między innymi coś na kształt mało pikantnych flaczków z ciecierzycą. W trakcie jedzenia ciągle ktoś zaczepia - żebracy, sprzedawcy najrozmaitszych pierdół, uliczni muzycy czy wreszcie drobne cwaniaczki.
Wieczorem wycieczka na plażę a po drodze oglądamy arenę do korridy, niestety zamkniętą. Na plaży już pustawo i do tego woda zaskakująco zimna, zajrzymy tu jeszcze jutro.
Około północy udaje się nam w końcu wyjść na piwo. Recepcjonista w hotelu śmieje się - nie ma problemu, to jeszcze wcześnie. Miasto tętni życiem do 4 - 5 nad ranem.